23 listopada 2006

Jesienna deprecha?

Sam nie wiem jak możnaby było to nazwać. To co się dzieje dookoła, co się dzieje z moimi bliskimi, z tym krajem, ze mną... Z jednej strony wszechogarniający marazm i lenistwo - to już było. Było średnio - jest gorzej. Tylko jakoś niekoniecznie z tego powodu chcę się dołować. Fajnie by było stwierdzić, że mam doła, że potrzebuję bodźca, że w ogóle czegoś potrzebuję. Niestety tak się nie czuję. W ogóle ostatnio mało czuję. Nie czuję ochoty do pracy (no chyba, że do takich szybkich działań, które dają natychmiastowe rezultaty), nie potrafię skupić się na czymś dłużej. Ale humor mam nadal dobry, chociaż trochę taki sztucznie dobry. Egzystuję.

Moi przyjaciele ostatnio w nienajlepszych humorach, chociaż różnie z tym bywa. Wszyscy powoli zapadają w jesienny sen, z randomowych powodów. Najgorsze jest to, że nie rozumiem takiego stanu rzeczy. Tylko czy muszę rozumieć?

W kraju też nienajlepiej się dzieje. Wypadek w kopalni "Halemba" i w związku z tym żałoba narodowa wprowadzona przez prezydenta. W polityce też jakby nieco ciszej, ale to z innego powodu. Już coraz bardziej jesteśmy przyzwyczajeni do głupich pomysłów i posunięć rządu. Już coraz mniej jest osób zaskoczonych takim stanem rzeczy. W kraju zaduma i marazm.

Nawet google mają wszystko w...

Google anal
Właśnie słucham: Dianne Reeves - "Wrapped Around Your Finger"